"Jestem misjonarką w Ngaoundaye, miejscowości położonej w północno-zachodniej części Republiki Środkowoafrykańskiej. Miejscowość leży nieopodal granicy z Kamerunem i Czadem. Na co dzień pomagam osobom niewidomym, chorym na epilepsję i dzieciom niedożywionym, z Ngaoundaye i z okolicznych wiosek
W naszym regionie jest dużo osób niewidomych, zwłaszcza dorosłych. Ich choroba spowodowana była zanieczyszczeniem rzeki i pewnym rodzajem muszek rzecznych. Obecnie sytuacja jest opanowana dzięki stosowaniu odpowiedniego leku. Osoby niewidome i ich rodziny zdani są na samych siebie. Moim zadaniem jest nauczyć ich uprawy roli, aby mogli zdobyć środki potrzebne do życia. Oprócz siania i sadzenia, uczymy niewidomych wyplatania z suszonej trawy kapeluszy, torebek, siedzisk do krzeseł.
Moja troska o chorych na epilepsję polega przede wszystkim na podawaniu im leku phenobarbilatu. Ofiary finansowe, otrzymane od Dobroczyńców z Polski, pozwalają mi go zakupić i opłacić transport z hurtowni leków oddalonej od nas jeden dzień drogi.
Pod opieką mam również ok 150 dzieci, których życie z powodu niedożywienia jest zagrożone. Dzięki Dobroczyńcom, mogę zdobywać środki na zakup odpowiedniego mleka i podawać je dzieciom, aby w ten sposób uchronić je przed śmiercią. Na co dzień dotykamy ogromnej biedy, nie tylko materialnej, ale praktycznie w każdym wymiarze, jednak wyraźnie doświadczamy Bożej troski i Jego działania. Tym właśnie pragnę się podzielić.
Otóż z końcem stycznia 2019 roku w całym Ngaoundaye zaczęło brakować wody w studniach, również na misji. Na domiar złego studnie, jedna po drugiej, zaczęły się psuć zasycając piach, zamiast wody. Studnie, które jeszcze w miarę dobrze funkcjonowały, były miejscem kłótni, a nawet przemocy fizycznej. Wszystko z powodu walki o przetrwanie, o łyk świeżej, pitnej wody. Coraz więcej ludzi udawało się do pobliskiej rzeki, która jeszcze nie wyschła, by stamtąd brać wodę do bidonów. Twierdzili, że to tylko woda to mycia, sprzątania i kąpania się; zaświadczali, że nie biorą jej do picia. Jednak było do przewidzenia, że jeśli sytuacja się nie zmieni i całkiem zabraknie wody w studni, zaczną pić wodę z rzeki. Mieszkańcy wioski położonej blisko rzeki, przychodzili, by się w niej wykąpać, uprać rzeczy czy umyć motor. Picie wody z rzeki mogłoby wywołać choroby i inne problemy ze zdrowiem, a jak zawsze pierwsze ucierpią dzieci. Ludzie mieli świadomość takiego zagrożenia, jednak zaspokojenie pragnienia przemaga strach i obawę przed zachorowaniem. Zaspokojenie pragnienia, tym bardziej gdy temperatura dochodzi do 40 OC, jest silniejsze niż troska o dalsze zdrowie. Sytuacja była tym, bardziej krytyczna, że w naszym regionie, na pierwsze deszcze, rozpoczynające porę deszczową, trzeba było czekać jeszcze trzy miesiące.
Pod koniec lutego odwoziłam jedną z naszych sióstr udająca się na urlop do Polski. W drodze do stolicy Bangui mogłam zobaczyć, że ten sam problem z wodą, co u nas, jest również we wszystkich placówkach misyjnych. Patrząc na to, w moim sercu zrodziła się cicha modlitwa, ciche wołanie do Pana o pomoc. Była to modlitwa z nutą niewiary i niedowierzania, bo przecież jest niemożliwym, by o tej porze w Ngaoundaye spadł deszcz. Może w innych regionach kraju bardziej prawdopodobne, ale u nas – nie. Pomimo niewiary w moim sercu, zaczęłam prosić Pana Boga o deszcz. I Bóg przypomniał mi, że jest Bogiem rzeczy niemożliwych. Zobaczyłam po raz kolejny na własne oczy, że Bóg wysłuchuje biednych i każdy jest dla Niego ważny. W tym kraju zapominanym przez świat – jest ON Bóg, który widzi cierpienie tych ludzi i odpowiada na nie.
W dzień Pański, w niedzielę wieczorem,24 lutego, spadł obfity deszcz w Ngaoundaye; padał również następnego dnia. Bóg dokonał jeszcze większego cudu: przez kolejne dwa dni Bóg w pierwszych deszczach mangowych „przespacerował się” po Sercu Afryki. Zniknęły ogromne kolejki do studni po wodę. Przed deszczem ludzie, by napełnić 20 litrowy baniak wodą, musieli czekać przy studni nawet pół dnia. Wraz z deszczem przyszła radość, zniknęły kłótnie. Moje serce przepełnia ogromna wdzięczność i zaduma nad tajemnicą miłości Boga do każdego z nas.
Kochani życzę każdemu z Was doświadczenia cudu Zmartwychwstania. Bóg każdego dnia dokonuje cudów w naszym życiu. Trzeba mieć tylko otwarte oczy wiary, by w zwyczajności dojrzeć działanie Boga. Trzeba mieć tylko otwarte serce, by nie wątpić, że Bóg nas kocha i troszczy się o nas każdego dnia, w każdej sytuacji. Troszczy się o nas w naszej codzienności, bo troszczy się o nasze zbawienie.
Niech kolejna celebracja Świąt Wielkiej Nocy w 2019 r., stanie się przypomnieniem Bożej miłości ku nam, z której wypływa cudowny dar ofiary Jezusa. Bóg dał nam Swego Syna z miłości do człowieka, by nas zbawił. Nasz Pan, Jezus Chrystus przyjął posłanie Ojca – z miłości do nas został umęczony, ukrzyżowany, a trzeciego dnia Zmartwychwstał i otworzył nam bramy nieba. Dziś idziemy drogą zbawienia ku wieczności. Niezależnie od tego, czy na tej drodze się potykamy, czy upadamy, czy też idziemy prosto – Jezus Jest; On nam towarzyszy i kocha nas bezwarunkowo. Życzę abyśmy doświadczyli w swoim życiu obecności Zmartwychwstałego Pana".
Z darem modlitwy s. Eliza, misjonarka z Ngaoundaye